wtorek, 14 października 2014

Na wysokości

Tak bardzo dziwne było to
gdy pułap swój zmniejszyłem
i odkryłem pod chmurami ziemie
bardzo dziwnie obojętną

I twardsze były słowa tu
bardziej przetarte szlaki
a mech na drzewach marny
już nie wiedział gdzie jest północ

Na niebie Bóg uśmiecha się
Mleczną Drogą gwiazd wszelakich
lecz tu pod poziomem chmur
szum w eterze bez znaczenia

W Ciemnych Smreczynach cicho jest
nie rosną już krwawe róży krzaki
aleją Śmierć przechadza się
wiatr białogrzywy szarpie źle

Coraz wyżej beton się pnie
eksponuje braków braki
Matka Ziemia brukowana
bardzo dziwnie nieznajoma

Wróciłem więc wyżej hen
gdzie rosną złote maki
nie myli się na drzewach mech
a świat mniej boli niż ten tam

Aparatura

Formatuję swoje myśli,
edytuję przekonania,
wpasowuję się w schematy,
powoli tracę ostrość.


Ktoś naciska spust migawki,
wpuszcza światło na matrycę,
odbija szarą rzeczywistość,
zapełnia folder pełen śmieci.


Serwer jest już przeciążony,
masą danych bez znaczenia,
sortuje je w koło, i w koło, i w koło,
wysyła do cyfrowego nieba.


Nie wpasuję się w algorytm,
Nie ma dla mnie miejsca,
nawet zasranego kilobajta,
by wypełnić sobą przestrzeń.


Trafiam do interpretacji,
serwer się zacina, zgrzyta,
powoduję błąd za błędem,
zwracam wartość: fałsz.


Jestem wciąż dekompresowany,
wyłączają moje hiperłącza,
przycinają moje końce,
powoli tracę ostrość.

niedziela, 12 października 2014

***

Ciężkie powietrze drga w cieniu kamienicy,
W bramach panowie wstrzymują oddechy bez znaczenia,
gdy ulicą przechodzą wysocy urzędnicy,
z zielonego na żółte światło się zmienia


Ciągną się chwile po brukowanym placu,
odbijają piętno na blokach betonowych,
bezpańskie psy zagryzają małe dzieci,
wycie syren ucina wszelkie rozmowy


Miasto się męczy, miasto bez tęczy,
z każdym oddechem wpompowuje gówno do nieba,
miasto się kończy, na murach drut kolczy
zatrzymuje wiatr, pływamy w fabryk wyziewach


Starszy pan rozgląda się przez okno,
stado małych chłopców bawi się na serio,
dzieci niczyje na deszczu mokną,
ludzie w kolejkach pierdolą kolejność


Staruszki jadą drogą na cmentarz,
będą chować swoich bliskich po raz wtóry,
ich twarzy nie mają już prawa pamiętać,
lecz wierzą, że są tam za smogiem gdzieś u góry


Staruszki jadą drogą na cmentarz,
w drewnianych trumnach szeroko uśmiechnięte,
nie mają zębów, w brzydkich sukienkach
wyglądają niczym dziewice jakieś święte


Miasto się męczy, miasto bez tęczy,
Człowiek bez imienia w samotności dogorywa,
Miasto się kończy, miliony kończyn,
wszyscy przegrywają, a nikt nie wygrywa


Rycerze łysogłowi w bardzo tanich dresach
gwałcą swe księżniczki zamknięte w poprawczakach,
kobiety oburzone wykrzykują: “Hańba!”,
modlitwą odgradzają się od plugastw tego świata

Ofiary trądziku na dachy się wspinają,
skąd rozpościera widok się na tanią dachówkę,
piją, palą, głośno przeklinają,
a w domu oglądają chore kreskówki


Miasto się nudzi, miasto bez ludzi,
Na murze napisano sprejem słowo :”Jebać”
Masto umiera, jasna cholera,
Nie został już nikt , żeby nas pogrzebać


Nad pustym miastem skrzeczy biała mewa,
Wyzywa po swojemu szybującą wronę,
Nad ludzkim ścierwem stado wilków śpiewa,
Z żółtego światło się zmienia na czerwone